Aske Marek Gawryłowicz

Muzyk z wyboru, bezrobotny z wykształcenia i redaktor z przypadku.

Blog News Nowy wpis

Apple funkcjonuje w świadomości wielu osób jako firma, która sypie jak z rękawa genialnymi, wręcz rewolucyjnymi pomysłami, co chwilę wyznaczając nowe trendy i kierunki rozwoju swojej branży. I rzeczywiście, wiele spośród wypuszczonych przez nią na rynek produktów posiadało rozwiązania, które bardzo przypadły do gustu użytkownikom, szybko stając się standardami kopiowanymi przez konkurencję. Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej historii ich powstawania okazuje się, że spora część tych genialnych wynalazków to tak naprawdę pomysły opracowane przez inne firmy, które Apple sobie po prostu kupiło.

W czerwcu 2020 roku Komisja Europejska wszczęła postępowanie antymonopolowe wobec Apple, mające sprawdzić, czy regulamin sklepu App Store nie narusza unijnych reguł konkurencji. Tego samego miesiąca Tim Cook otrzymał wezwanie od amerykańskiej komisji antymonopolowej, która zdecydowała się wziąć pod lupę największe firmy zajmujące się sprzedażą aplikacji i usług za pośrednictwem internetu. Działania te były spowodowane m.in. coraz liczniejszymi i głośniejszymi protestami twórców aplikacji na urządzenia z systemem iOS, którzy zarzucali firmie Apple, iż prowadzi ona swój sklep w sposób nieuczciwy i szkodzący ich interesom.

Na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to płyty CD zaczęły upowszechniać się w szeroko pojętej branży rozrywkowej, wielu twórców gier komputerowych uznało, iż najlepszym sposobem na wykorzystanie ogromnej (jak na tamte czasy) pojemności wspomnianych nośników będą długie wstawki wideo z żywymi aktorami. Podczas gdy jedni używali ich tylko jako przerywników między kolejnymi poziomami gry (tak jak miało to miejsce np. w seriach Red Alert i Wing Commander), inni zdecydowali się uczynić z nich główny element rozgrywki, tworząc coś w rodzaju interaktywnych filmów. Pomysł wydawał się genialny w swojej prostocie, jednak jego realizacja okazała się niestety o wiele trudniejsza.

Gdy mowa o polskich grach komputerowych zwykle jako pierwsze przychodzą nam na myśl duże, wysokobudżetowe produkcje na konsole i PC-ty, takie jak Wiedźmin 3 czy Dying Light. Nic w tym dziwnego, gdyż to właśnie one są w tej branży naszym najważniejszym „towarem eksportowym", dzięki któremu rodzime studia zyskały rozgłos na całym świecie (odpowiedzialna za serię Wiedźmin firma CD Projekt Red jest obecnie drugim największym producentem gier w Europie, ustępując jedynie francuskiemu Ubisoftowi). Łatwo jednak przez to zapomnieć o tym, iż w naszym kraju jest też wielu mniejszych, często niezależnych deweloperów, których produkcje również są warte uwagi. Spora część z nich posiada w swojej ofercie także gry dla systemu iOS, zarówno tworzone od podstaw na urządzenia mobilne jak i będące portami z innych platform. W poniższym artykule postaram się przybliżyć wam nie tylko kilka takich tytułów, ale też stojące za nimi studia.

„Dlaczego korzystasz z produktów Apple, gdy na rynku dostępnych jest wiele tańszych urządzeń potrafiących to samo, a nawet więcej?” – większość z Was z pewnością kiedyś spotkała się z tym pytaniem, a niektórzy pewnie nawet regularnie sami je sobie zadają. Dla mnie przez wiele lat odpowiedź była banalnie prosta – korzystam ze sprzętu Apple, gdyż wydane na niego pieniądze pozwalają mi zaoszczędzić czas. Niestety, coraz częściej zastanawiam się nad tym, jak długo jeszcze twierdzenie to pozostanie prawdziwe.

Termin esport od samego początku swego istnienia wywoływał sporo kontrowersji. Dla wielu osób porównywanie rywalizacji w grach komputerowych do „prawdziwych” dyscyplin sportowych, takich jak koszykówka czy piłka nożna, jest po prostu śmieszne lub wręcz obraźliwe. Mimo to na przestrzeni kilku ostatnich lat popularność esportu nieustannie rosła, przyciągając nie tylko coraz więcej fanów i widzów, ale też sponsorów, dzięki którym turnieje gier komputerowych przekształciły się z niszowych, hobbystycznych imprez w wysokobudżetowe wydarzenia, w trakcie których zawodnicy rywalizują o ogromne nagrody pieniężne.

W ubiegłym roku firma Apple uruchomiła nową usługę – Apple Arcade – dającą graczom nieograniczony dostęp do całkiem obszernego katalogu gier dla iOS, tvOS i macOS w zamian za opłacanie stosunkowo niewielkiego abonamentu. Niedługo po jej debiucie swoją premierę miał kolejny podobny serwis, koncentrujący się jak na razie głównie na grach dla iOS, noszący nazwę GameClub. W porównaniu z Apple Arcade jego oferta prezentowała się dość skromnie, przez co nie wzbudził on równie dużego zainteresowania wśród użytkowników i prasy. Trochę szkoda, bo chociaż GameClub rzeczywiście może sprawiać wrażenie niskobudżetowej podróbki usługi firmy Apple, to jednak w rzeczywistości jego twórcom przyświecała pewna bardzo chlubna idea.

Z roku na rok na rynek trafia coraz więcej gier planszowych, które oprócz fizycznych elementów, takich jak kości, pionki czy karty, używają też wirtualnych dodatków, najczęściej w postaci aplikacji dla urządzeń z systemem iOS lub Android. Gry tego typu często wzbudzają wiele skrajnych emocji wśród miłośników planszówek. Podczas gdy jedni postrzegają je jako pewien powiew świeżości, innym nie za bardzo podoba się postępująca cyfryzacja tego hobby.

2019 był bez wątpienia bardzo ciekawym rokiem dla osób lubiących grać na urządzeniach z systemem iOS. Apple wprowadziło bowiem do swojej oferty nową usługę - Apple Arcade - dającą nieograniczony dostęp do kilkudziesięciu gier typu premium (w tym wielu ekskluzywnych tytułów niedostępnych nigdzie indziej) w zamian za śmieszne niski (zwłaszcza jak na standardy tej firmy) miesięczny abonament. Atrakcyjna oferta skupiła na sobie uwagę większości użytkowników, spychając nowe produkcje pojawiające się w App Store na dalszy plan. Z tego powodu bardzo łatwo było przegapić wiele świetnych nowych gier dla iOS. W poniższym artykule postaram się przybliżyć Wam kilka z nich.

Każdego miesiąca w App Store pojawia się ogromna liczba nowych gier dla urządzeń z systemem iOS. Poniżej znajdziecie krótki, subiektywny przegląd najciekawszych tytułów, które zadebiutowały tam w listopadzie 2019 roku.

Gdy w 2009 roku kupowałem swojego pierwszego iPhone'a, rynek gier dla systemu iOS dopiero raczkował. W sklepie App Store, który istniał zaledwie od roku, dominowały wówczas niskobudżetowe, często wręcz amatorskie produkcje oraz mniej lub bardziej udane podróbki konsolowych hitów. Co ciekawe, spora część z nich wymagała od graczy tylko jednorazowej opłaty, gdyż w tamtych latach właśnie taki model dystrybucji wydawał się najbardziej oczywisty dla deweloperów. Dopiero później odkryli oni, że mogą zarabiać więcej, oferując graczom „darmowe” gry z różnego rodzaju mikropłatnościami. Tego typu produkcje, które obecnie stanowią zdecydowanie większą część katalogu sklepu App Store, przez wielu graczy uważane są za symbol wszystkiego, co najgorsze w grach mobilnych. Nie dziwi więc, że gdy Apple zapowiedziało nową usługę abonamentową, oferującą nieograniczony dostęp do całkiem sporego katalogu ekskluzywnych gier typu premium, bez żadnych reklam i mikropłatności, wiele osób z miejsca zaczęło traktować ją jako panaceum na wszelkie problemy tej branży i zwiastun powrotu do starych dobrych czasów, gdy wszystko było lepsze i prostsze.