Od kiedy na rynku pojawiły się pierwsze "inteligentne" zegarki w internecie trwa dyskusja na temat przydatności gadżetów tego typu. Jedni uważają, że Apple Watch i inne podobne produkty to tylko drogie zabawki, podczas gdy inni nie potrafią już sobie wyobrazić życia bez niewielkiego ekranu noszonego na nadgarstku. Paul Houlie Jr. z Massachusetts może jednak z czystym sumieniem przyznać, że jego smartwatch uratował mu życie.

Siedemnastoletni futbolista zakupił Apple Watch w celu monitorowania swojej aktywności podczas treningów. Dość szybko zauważył jednak, że dane zbierane przez zegarek odbiegały znacznie od normy. Najbardziej zaniepokoiło go wysokie tętno utrzymujące się przez wiele godzin po zakończeniu treningu, o czym poinformował on swojego trenera. Ten skierował chłopaka do szkolnego lekarza, który potwierdził wyniki podawane przez Apple Watch i natychmiast wysłał go na szpitalny oddział ratunkowy, gdzie zdiagnozowano u niego rabdomiolizę - chorobę wywoływana uszkodzeniem tkanki mięśniowej. Jakiś czas później lekarze powiedzieli młodemu sportowcowi, że gdyby choroba nie została zdiagnozowana w odpowiednim momencie kolejne treningi mogłyby zakończyć się dla niego tragicznie.

Historia nastoletniego sportowca dotarła oczywiście również do Tima Cooka, który zadzwonił do Paula oferując mu w prezencie nowego iPhone'a i letni staż w Apple. Nie da się bowiem ukryć, że w tym nietypowym przypadku szczęście uśmiechnęło się do obu stron: chłopaka, który w odpowiednim momencie kupił zegarek mierzący tętno, oraz firmy Apple, która dostała darmową reklamę.

Źródło: iMore