Apple jest jedną z dużych firm z szeroko pojętej branży technologicznej, które zgodnie z wprowadzonym w Unii Europejskiej aktem o rynkach cyfrowych kwalifikują się do grona „strażników dostępu". Jak donosi serwis The Register, podjęła ona jakiś czas temu dość karkołomną próbę uniknięcia niektórych wiążących się z tym konsekwencji.

Akt o rynkach cyfrowych wprowadza szereg nakazów i zakazów mających uniemożliwić właścicielom dużych platform cyfrowych nadużywania swojej pozycji. Wśród firm uznanych za „strażników dostępu" oprócz Apple znalazły się też Alphabet (Google), Amazon, Meta (Facebook), Microsoft i ByteDance (TikTok). Komisja Europejska wyszczególniła przy tym konkretne należące do nich platformy, usługi i produkty, które mają zostać objęte nowymi przepisami. W przypadku Apple są to sklep App Store, system operacyjny iOS i przeglądarka Safari (nadal nie zapadła ostateczna decyzja w kwestii iMessage).

Według ustaleń The Register, Apple próbowało przekonać Komisję Europejską, że Safari nie powinno kwalifikować się do tej listy. Przedstawiciele firmy argumentowali to w dość zaskakujący sposób, twierdząc, że Safari dla iOS, iPadOS i macOS to tak naprawdę trzy oddzielne przeglądarki, więc ich użytkownicy powinni być liczeni osobno (45 milionów aktywnych użytkowników w krajach UE to jeden z wymogów do umieszczenia platformy na liście). Jako dowód przedstawiano m.in. różnice w interfejsie i funkcjonalności poszczególnych wersji.

Komisja Europejska odrzuciła jednak wniosek Apple. W uzasadnieniu decyzji przypomniano m.in. publikowane przez firmę materiały reklamowe promujące funkcję Continuity, w których pojawiało się hasło „To samo Safari. Różne urządzenia".

Źródło: The Register