Z biegiem lat coraz rzadziej zdarza mi się oglądać na żywo prezentacje nowych iPhone'ów. Od dłuższego czasu nudzą mnie one bowiem niemiłosiernie, po części dlatego, że w wyniku różnej maści przecieków zazwyczaj wszystkie szczegóły znane są już na długo przed konferencją, a po części dlatego, że Apple coraz rzadziej wprowadza w kolejnych modelach zmiany naprawdę przykuwające uwagę. W tym roku coś mnie jednak podkusiło, by rzucić okiem na transmisję z Cupertino. W trakcie całej półtoragodzinnej prezentacji znajdująca się nad wspomnianym okiem brew uniosła się w zdumieniu dokładnie raz.

Efektu tego nie wywołało jednak żadne z nowych urządzeń zaprezentowanych przez Apple (a przynajmniej nie bezpośrednio), lecz zapowiedź Assassin's Creed Mirage w wersji dla iOS. Ta krótka, rzucona niejako mimochodem informacja wywołała u mnie więcej emocji niż wszystkie teleobiektywy, przyciski czynności i tytanowe obudowy razem wzięte. Po części dlatego, że zupełnie się jej nie spodziewałem, ale głównie przez to, że była to w pewnym sensie wiadomość, na którą czekałem od czasu zakupu pierwszego smartfona.

Jak to drzewiej bywało…

Gdy kupowałem swojego pierwszego iPhone'a, a był to model 3GS, wmawiałem sobie, że będzie mi on służył do pracy. W rzeczywistości bardzo szybko zacząłem go jednak traktować głównie jako kieszonkową konsolkę. Świat gier mobilnych zafascynował mnie, nie tylko dlatego, że pozwalał mi mieć gry niemal zawsze na wyciągnięcie ręki, ale też dlatego, że był to wówczas swego rodzaju „Dziki Zachód”. Duże firmy nie były jeszcze wtedy zbytnio zainteresowane tą platformą, dzięki czemu stała się ona polem do popisu dla małych, niezależnych deweloperów. Nikt tak naprawdę nie wiedział wówczas, jak ugryźć tę nową kategorię urządzeń, więc wszyscy eksperymentowali (z lepszym lub gorszym skutkiem) i uczyli się na bieżąco, co działa, a co nie. Ówczesne gry miały swoje bolączki i problemy, ale byłem w stanie z łatwością przymknąć na nie oko. Po części ze względu na urok nowości, po części przez to, że miałem wrażenie (skądinąd słuszne), iż właśnie obserwuję, jak tworzy się nowy segment branży gier, który kiedyś stanie się super ważny. Szczerze wierzyłem bowiem, że gdy przejdziemy już przez etap „raczkowania”, gry na iPhone'y będą mogły śmiało rywalizować z tymi na konsole i PC.

Z biegiem czasu mój entuzjazm słabł jednak zauważalnie, gdy przez lata obserwowałem, jak wspomniany „Dziki Zachód” przekształca się w wysoce efektywną maszynkę do wysysania z ludzi pieniędzy za pośrednictwem mikropłatności. Mimo iż nadal lubiłem grać na iPhonie, to jednak przestałem czekać na pojawienie się na nim gier przypominających konsolowe produkcje klasy AAA, zamiast tego zadowalając się co ciekawszymi grami niezależnymi, przygodówkami i odświeżonymi wersjami klasycznych RPG. Zapowiedź Assassin's Creed Mirage w wersji na iOS na nowo rozpaliła jednak we mnie ten dawny entuzjazm i optymizm z czasów początków mojej przygody z iPhone'ami.

Powoli do przodu

Oczywiście mam świadomość, że cztery duże gry (bo oprócz Assassin's Creed Mirage zapowiedziano też porty trzech odrobinę starszych tytułów klasy AAA, Resident Evil Village, Resident Evil 4 Remake i Death Stranding) nie wystarczą, by natychmiast wywrócić całą branżę do góry nogami. Nie liczyłbym też na to, że giganci rynku nagle masowo zabiorą się za przenoszenie swoich największych hitów na iOS. Jako iż na chwilę obecną tylko modele 15 Pro i 15 Pro Max są w stanie „udźwignąć” tego typu gry (o tym, jak dobrze sobie z tym poradzą, przekonamy się dopiero po premierze), przez pewien czas będzie to mimo wszystko niszowa zabawa dla stosunkowo niewielkiej grupy zapaleńców.

Jeśli jednak Apple zachowa stabilne (choć nieco powolne) tempo rozwoju swoich smartfonów, do którego przyzwyczaiło nas w ostatnich latach, za jakiś czas nawet tańsze modele powinny już być w stanie poradzić sobie z nowymi wysokobudżetowymi grami, co zdecydowanie uczyniłoby platformę iOS znacznie bardziej atrakcyjną zarówno dla graczy, jak i deweloperów. W takiej sytuacji Apple nie będzie musiało nawet specjalnie próbować przyciągać do siebie obu tych grup. Wystarczy, że nie będzie ich aktywnie zniechęcać (co niestety w przypadku tej firmy nie jest takie oczywiste) i równoległe premiery dużych gier na PC, konsolach i iPhone’ach (a może nawet i Macach?) z czasem staną się czymś normalnym. Jeśli zaś Apple stanie na wysokości zadania i aktywnie zadba o dobre relacje z największymi twórcami gier, to kto wie… być może za jakiś czas to użytkownicy PC-tów i konsol będą patrzeć z zazdrością na exclusive’y z App Store (albo nawet z Apple Arcade!).

Trzymam kciuki!

Apple dało mi wiele powodów, by podchodzić sceptycznie do ich szumnych zapowiedzi związanych z branżą gier, poczynając od niesławnego Pippina, idąc przez nieudolne próby przekształcenia Apple TV w konsolę (z idiotycznym wymogiem, by wszystkie gry wspierały sterowanie za pomocą pilota), a kończąc na zmarnowaniu ogromnego potencjału Apple Arcade (choć to akurat da się jeszcze naprawić). Teraz jednak sytuacja wygląda zupełnie inaczej, gdyż Apple w końcu zamiast kombinować z wymyślaniem koła na nowo (co do tej pory zwykle było próbą ukrycia faktu, że ich koło jest mniejsze i bardziej kanciaste od innych), oferuje graczom to, na co czekali od dawna – gry klasy AAA na iPhone'ach. Kiedy więc czytam w IGN wywiad z przedstawicielami Apple zapewniającymi, że iPhone 15 Pro będzie najlepszą konsolą (nie najlepszą konsolą przenośną, ale najlepszą konsolą w ogóle), tym razem nie przewracam oczami (a przynajmniej nie tak mocno), tylko szczerze życzę im powodzenia.

Artykuł ukazał się w MyApple Magazynie nr 4/2023

Pobierz MyApple Magazyn nr 4/2023