Osoby śledzące poczynania Apple wiedzą dobrze o tym, że firma ta często patentuje różne wynalazki „na wszelki wypadek", nie mając wcale zamiaru korzystać z nich w praktyce. W jej patentowym portfolio bez trudu można więc znaleźć wiele niekonwencjonalnych rozwiązań, w tym kilka takich, które po wprowadzeniu na rynek z pewnością wywołałyby wokół siebie sporo zamieszania (niekoniecznie pozytywnego). Jak nietrudno się domyślić, spora część tych patentów związana jest z jednym z najpopularniejszych produktów z oferty Apple - iPhone’em. W poniższym artykule postaram się przybliżyć wam kilka najdziwniejszych, ale zarazem najciekawszych spośród nich.

Joystick w przycisku Home

Joystick w przycisku Home

iPhone to dla wielu użytkowników nie tylko telefon, ale też przenośna konsola do gier. Niestety, ekran dotykowy nie zawsze sprawdza się dobrze w roli kontrolera, zwłaszcza gdy interesują nas gatunki wymagające dużej precyzji ruchów, takie jak strzelanki, bijatyki czy platformówki. Ciekawe rozwiązanie tego problemu zaprezentowano w patencie pochodzącym z 2013 roku, przedstawiającym nową wersję przycisku Home, który po mocniejszym wciśnięciu „wyskakuje” w górę, zmieniając się w joystick. By przywrócić przycisk do jego pierwotnej postaci, wystarczyłoby zaś wcisnąć go z powrotem na miejsce. Takie rozwiązanie nie tylko znacznie ułatwiłoby życie graczom, ale też z powodzeniem mogłoby znaleźć zastosowanie w innych rodzajach aplikacji, gdyż pozwala ono na precyzyjne sterowanie i nie wymaga zasłaniania ekranu palcem. Jednocześnie nie wpływałoby ono w żaden drastyczny sposób na wygląd telefonu czy sposób obsługi pozostałych funkcji, dzięki czemu osoby niepotrzebujące takiego elementu mogłyby go po prostu zignorować. Niestety pomysł ten ma też jedną sporą wadę. Fizyczne przyciski Home od zawsze były jednym z bardziej awaryjnych elementów iPhone'a. Aż strach pomyśleć, jak bardzo skróciłaby się ich żywotność, gdyby zostały wyposażone w więcej ruchomych części i miały dodatkowo pełnić rolę kontrolerów do gier.

iPhone z koronką

koronka

Koronka, czyli niewielkie pokrętło umieszczane zwykle po prawej stronie koperty, w mechanicznych zegarkach służy do poruszania wskazówkami w celu ustawienia godziny. W przypadku Apple Watcha pokrętło imitujące koronkę pełni rzecz jasna o wiele więcej funkcji, pozwalając między innymi wybudzić urządzenie, poruszać się wewnątrz systemu i aplikacji oraz wywoływać asystentkę głosową Siri. Rozwiązanie to najwyraźniej tak bardzo przypadło projektantom z firmy Apple do gustu, że przez pewien czas rozważali oni możliwość wykorzystania go również w innych produktach, między innymi w iPhonie i iPadzie. Pierwszy związany z tym pomysłem patent zakładał wykorzystanie pokrętła do prostych czynności, takich jak sterowanie głośnością, wybudzanie ekranu, zmiana rozmiaru tekstu czy robienie zdjęć. Kolejny poszedł nieco dalej, prezentując koncepcję wirtualnych brył obracanych za pomocą koronki, na których bokach użytkownik mógłby umieszczać ikony aplikacji. Co ciekawe, koncepcja wykorzystania cyfrowej koronki w iPhonie miała swoich zwolenników na długo przed publikacją pierwszego ze wspomnianych patentów w 2016 roku. Włoski projektant Antonio De Rosa w marcu 2015 roku zaprezentował światu swoją koncepcję Apple Phone'a (wiele osób wierzyło, że tak właśnie będzie nazywał się następca iPhone'a 6) wyposażonego w pokrętło umieszczone nad przyciskiem Power. W sierpniu tego samego roku Ben Lovejoy z 9to5Mac opublikował zaś krótki felieton, opowiadający o zaletach takiego rozwiązania. Większość internautów podchodziła jednak do tego tematu dość sceptycznie, całkiem słusznie postrzegając dodawanie do iPhone'a kolejnego mechanicznego elementu jako krok wstecz w stosunku do poprzednich modeli.

„Grawitacja” w iOS

grawitacja

Jedną z ważniejszych nowości wprowadzonych w iOS 11 jest menedżer plików Files - narzędzie, na które wielu spośród użytkowników iPhone'ów i iPadów czekało z niecierpliwością od dawna. Aplikacja ta jest prosta, przejrzysta i wygodna w obsłudze, jednak nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle konkurencyjnych rozwiązań. Sytuacja ta wyglądałaby jednak zupełnie inaczej, gdyby Apple zdecydowało się wykorzystać w praktyce pomysły opisane w patencie złożonym w lutym 2010 roku. Wspomniany dokument opisuje cały szereg niekonwencjonalnych rozwiązań związanych z graficzną reprezentacją plików zapisanych w pamięci urządzeń mobilnych oraz sposobami na zarządzanie nimi. Według przedstawionych w nim założeń ikony reprezentujące pliki po wybraniu przez użytkownika stawałyby się podatne na działanie grawitacji, reagując odpowiednio nie tylko na dotyk (termin „przeciągnij i upuść” nabiera tu bardziej dosłownego znaczenia), ale też na ruch całego urządzenia. Co więcej, rozmiar pliku miałby wpływ na wielkość i masę reprezentującej go ikony, zaś jej kolor odzwierciedlałby datę utworzenia (im starszy, tym bardziej wyblakły). Takie rozwiązanie, oprócz niewątpliwie miłych dla oka walorów estetycznych, pozwoliłoby też na wprowadzenie kilku ciekawych, aczkolwiek dość niekonwencjonalnych funkcji. Przykładowo: transfer danych między urządzeniami polegałby na umieszczeniu jednego nad drugim i przechyleniu go w celu „przesypania” zaznaczonych plików. Potrząśnięcie urządzeniem pozwoliłoby zaś posortować zaznaczone pliki według rozmiaru, ściągając „cięższe” ikony na dno, a wypychając „lżejsze” na powierzchnię.

Ochrona iPhone'a w trakcie upadku

upadek

Większości użytkowników smartfonów prędzej czy później zdarza się upuścić je na ziemię. Jeśli nie stosują oni żadnych dodatkowych akcesoriów ochronnych, takich jak specjalne etui czy wzmacniane szyby, los urządzenia zależy wtedy tylko i wyłącznie od szczęścia. Upadek na „plecy” lub dłuższą krawędź przeważnie nie spowoduje większych uszkodzeń, za to uderzenie w róg lub ekran często kończy się koniecznością wymiany szybki. W 2011 roku Apple opatentowało kilka rozwiązań, które miałyby w takich sytuacjach dopomagać szczęściu, gwarantując, że iPhone zawsze będzie spadać tak, by ochronić najbardziej wrażliwe elementy. Pierwszy i zarazem najbardziej racjonalny pomysł zakładał umieszczenie we wnętrzu iPhone'a mechanizmu, który pozwalałby na zmianę jego środka ciężkości, oraz czujników mogących rozpoznać prędkość spadania i aktualną pozycję urządzenia. Korzystając z tych elementów upuszczony iPhone miałby sam obracać się w locie tak, by upadek wyrządził jak najmniejsze szkody. Pozostałe rozwiązania zakładały między innymi wykorzystanie zbiorniczków ze sprężonym gazem, folii rozwijającej się niczym spadochron i spowalniającej upadek, przycisków i innych wystających elementów chowających się wewnątrz obudowy oraz mechanizmu „zakleszczającego” złącze słuchawkowe, tak by spadający telefon zawisł na kablu.

iPhone Nano

iPhone Nano

1 kwietnia 2015 roku na łamach MyApple.pl pojawiła się zapowiedź iPhone'a Nano - miniaturowego smartfona skierowanego głównie do użytkowników zegarka Apple Watch. Zapowiedź ta była oczywiście primaaprilisowym żartem, jednak jak wiele zmyślonych historii zawierała w sobie ziarno prawdy. Ledwie pół roku po złożeniu wniosku patentowego dotyczącego pierwszego iPhone'a do amerykańskiego urzędu patentowego trafił kolejny, tym razem opisujący jego pomniejszoną wersję. Opisane w nim urządzenie miało posiadać oddzielny panel dotykowy umieszczony na przezroczystej klapce pokrywającej ekran, która po odchyleniu działałaby jak gładzik (dzięki czemu użytkownik nie musiałby zasłaniać palcem całego ekranu). Kolejny, jeszcze dziwniejszy patent na pomniejszenie iPhone'a złożony został w styczniu 2007 roku. Tym razem pomysł opierał się na przeniesieniu panelu dotykowego na tył urządzenia i wzbogaceniu go o możliwość rozpoznawania siły nacisku. Element ten posłużyłby zaś do sterowania widocznym na wyświetlaczu kursorem, za pomocą którego użytkownik wybierałby poszczególne opcje z menu, obsługiwał odtwarzacz muzyczny, a nawet, o zgrozo, pisał SMS-y na wirtualnej klawiaturze.

Podsumowanie

Mimo iż żaden z przytoczonych powyżej patentów nie znalazł zastosowania w praktyce (i najprawdopodobniej już nigdy go nie znajdzie), to jednak wszystkie stanowią w pewnym sensie część historii iPhone'a. Każdy z nich przedstawia bowiem potencjalne potknięcie, którego na szczęście udało się uniknąć. Większość z zawartych w nich pomysłów może na pierwszy rzut oka sprawiać wrażenie ciekawych, niekonwencjonalnych i, jakby nie patrzeć, innowacyjnych, jednak wprowadzone w życie najprawdopodobniej wywołałyby one więcej szkody niż pożytku. Wprawdzie jakaś część mnie bardzo chciałaby obejrzeć konferencję, podczas której Tim Cook z pełną powagą i stosowną porcją „amejzingów” zaprezentowałby iPhone'a z wbudowanym spadochronem, jednak wiem, że towarzyszący jej śmiech widowni byłby dla wielu osób śmiechem przez łzy. Dobrze więc, że firmie Apple jak na razie udaje się celnie przewidywać, kiedy warto podjąć ryzyko bycia innowacyjnym, a kiedy lepiej skorzystać z nudnych, ale za to pewnych rozwiązań. Trzymam kciuki, by nadchodzący wielkimi krokami jubileuszowy model nie był wyjątkiem od tej reguły.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 4/2017:

Pobierz MyApple Magazyn 3/2017