Dla wielu użytkowników systemu iOS jedną z jego największych zalet jest to, iż jest on środowiskiem zamkniętym i w pełni kontrolowanym przez jedną firmę. Coraz więcej krajów pracuje jednak nad wprowadzeniem zmian w prawie, mających zmusić Apple do otwarcia go na alternatywne źródła aplikacji.

Umożliwienie użytkownikom swobodnego instalowania aplikacji spoza App Store zwiększa ryzyko, że pobiorą oni jakieś szkodliwe oprogramowanie bądź zostaną ofiarami oszustów. Z drugiej strony pojawienie się w pełni legalnych i łatwo dostępnych alternatywnych sklepów z aplikacjami dla iOS mogłoby też przynieść spore korzyści zarówno dla użytkowników, jak i deweloperów. W poniższym artykule postaram się przybliżyć Wam niektóre z nich.

Zbawienny wpływ „zdrowej konkurencji”

Wiele osób postrzega App Store i Google Play jako rywalizujące ze sobą sklepy, jednak w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej. Rywalami Google Play są takie sklepy jak Amazon App Store, Humble Bundle czy Itch.io, w których użytkownicy Androida mogą kupić gry i aplikacje dla tego systemu. App Store nie ma natomiast żadnej realnej konkurencji, gdyż na chwilę obecną nie istnieje inne powszechnie dostępne i w pełni legalne źródło aplikacji dla systemu iOS. Brak konkurencji oznacza zaś mniejszą potrzebę ciągłego rozwijania i ulepszania sklepu, a jednocześnie umożliwia gorsze traktowanie klientów bez obawy, że kupią produkt gdzie indziej. Taki układ jest wygodny dla Apple, jednak użytkownicy iOS zdecydowanie na nim tracą, nawet jeśli nie odczuwają tego bezpośrednio.

Argumentem najczęściej przytaczanym przez zwolenników otwarcia iOS na alternatywne sklepy z aplikacjami są kwestie prowizji i ich wpływu na ceny aplikacji. Teoria prezentuje się następująco: nowe sklepy, by przyciągnąć do siebie deweloperów, będą oferować znacznie niższe prowizje. Twórcy aplikacji będą mogli dzięki temu obniżyć ich ceny, zarabiając nadal tyle samo, co w efekcie oznacza oszczędność dla klientów. Osobiście nie jestem w pełni przekonany do tego argumentu. Wystarczy spojrzeć na Epic Games Store, który oferuje niższe prowizje od konkurentów, by przekonać się, że ceny nie różnią się tam zbytnio od tych w innych podobnych sklepach. Większość deweloperów po prostu woli traktować niższe prowizje jako okazję do wyższego zarobku, a nie obniżania cen. Klienci mogą zyskać na takim układzie pośrednio – większe zyski z aplikacji to w końcu większy budżet na jej dalszy rozwój i kolejne projekty – jednak taki argument nie prezentuje się już tak atrakcyjnie jak obietnice niższych cen.

Osobiście jako użytkownik iOS bardziej liczyłbym na to, że pojawienie się tzw. „zdrowej konkurencji” albo zmusi Apple do usprawnienia App Store, albo pozwoli mi kupować w sklepach oferujących lepsze warunki. Coraz częściej odnoszę bowiem wrażenie, że Apple od dłuższego czasu zamiast usprawniać swój sklep z aplikacjami, tylko go pogarsza. Zniknęła lista życzeń pozwalająca mi zapisywać aplikacje, których zakup chciałbym jeszcze rozważyć, za to pojawiły się reklamy w wynikach wyszukiwania próbujące skłonić mnie do zakupu rzeczy, którymi nie jestem zainteresowany (często będących podróbkami poszukiwanej przeze mnie aplikacji). Deweloperzy od lat proszą Apple o wprowadzenie opcji sprzedaży płatnych aktualizacji i upgrade'ów, by móc finansować w ten sposób długotrwałe wsparcie i rozwój swoich programów. Zamiast tego dostali system subskrypcji zaprojektowany tak, by niejako zmuszać ich do wyciskania z klientów jak największych sum pieniędzy. Apple zamknęło też program partnerski, który umożliwiał niezależnym blogerom i serwisom internetowym zarabianie na promowaniu aplikacji z App Store. W ten sposób główne źródło przychodów straciło wiele świetnych stron, z których użytkownicy mogli czerpać informacje o interesujących, wartych uwagi nowościach. Na pocieszenie dostaliśmy nową zakładkę w App Store, w której promowane są produkty współpracujących z Apple deweloperów.

Lista rzeczy, które można by poprawić w App Store, jest naprawdę długa i wymienianie tu wszystkiego nie ma sensu. Ważne jest to, że na chwilę obecną Apple nie ma potrzeby wprowadzania żadnych usprawnień, bo przecież klienci nigdzie nie odejdą. Na pierwszym miejscu w wynikach wyszukiwania będą pojawiać się reklamy, bo przecież nie sprawią one, że użytkownik iOS zdecyduje się kupić aplikację dla tego systemu gdzie indziej. System partnerski nie jest potrzebny, bo blogerzy i tak nie będą zachęcać czytelników do kupowania gier dla iOS w innym sklepie. Twórcy aplikacji dla iOS nie sprzedadzą ich w innym sklepie oferującym im lepsze warunki. Gdyby jednak pojawiły się alternatywy, sytuacja mogłaby zacząć wyglądać zupełnie inaczej. Nawet jeśli Apple nie zdecydowałoby się pod ich wpływem wprowadzić zmian w sposobie funkcjonowania App Store, użytkownicy mieliby wreszcie jakiś sensowny wybór, więc jeśli inny sklep okazałby się dla nich bardziej atrakcyjny pod względem wygody i funkcjonalności, mogliby zagłosować portfelem. Oczywiście nie ma pewności, że alternatywne sklepy okazałyby się pod wszystkimi względami lepsze od App Store, jednak biorąc pod uwagę, że na chwilę obecną poprzeczka nie jest ustawiona szczególnie wysoko, wydaje się to całkiem prawdopodobne.

Zakupy międzyplatformowe

Gdy kupuję grę w sklepie takim jak Steam czy Epic Games Store, mogę pobrać ją w wersjach dla systemów macOS, Windows i Linux (oczywiście jeśli obsługuje ona wszystkie te platformy). To samo tyczy się np. wielu programów muzycznych i graficznych dla wspomnianych systemów, kupowanych bezpośrednio od producentów lub w internetowych sklepach z aplikacjami. Z technicznego punktu widzenia nic nie stoi na przeszkodzie, by sklepy z aplikacjami na urządzenia mobilne również funkcjonowały w podobny sposób. Trudno jednak wyobrazić sobie, by Apple dobrowolnie zgodziło się na takie rozwiązanie, mimo iż byłoby ono bardzo korzystne dla użytkowników.

Zarówno oficjalne dane udostępniane przez Apple, jak i badania niezależnych firm analitycznych wyraźnie wskazują na to, iż użytkownicy iOS wydają co roku sporo pieniędzy na aplikacje dla tego systemu. Jako iż w obecnym układzie gry i aplikacje kupione w App Store można uruchomić tylko na urządzeniach Apple, każda wydana tam złotówka niejako coraz mocniej przywiązuje nas do „ekosystemu” tej firmy, gdyż przerzucenie się na Androida wiązałoby się z utratą dostępu do wszystkich dotychczasowych zakupów (oczywiście może to działać również w przeciwną stronę, choć statystyki wskazują, że takie sytuacje zdarzają się rzadziej). Brak możliwości robienia międzyplatformowych zakupów często zmusza też klientów do kilkukrotnego kupowania tych samych gier lub aplikacji, pozwalając tym samym właścicielom sklepów z aplikacjami zarobić więcej na prowizjach. Nie dziwi więc, że zarówno Apple, jak i Google (a także producenci konsol do gier, którzy również stosują ten sam schemat) ograniczają swoje sklepy wyłącznie do aplikacji na własne platformy.

Pojawienie się alternatywnych sklepów z aplikacjami dla iOS mogłoby sporo w tej kwestii zmienić. Oczywiście nie ma gwarancji, że wszystkie oferowałyby takie międzyplatformowe zakupy, ani też że wszyscy deweloperzy byliby zainteresowani taką formą dystrybucji (w końcu dla wielu z nich sprzedawanie oddzielnie tych samych produktów w wersjach na różne platformy to również dodatkowe źródło zarobku). Wystarczyłoby jednak, by taką opcję wprowadził u siebie choć jeden alternatywny sklep (a patrząc na dotychczasowe działania Epic Games widać wyraźnie, że dążą oni właśnie do czegoś takiego), by użytkownicy mogli ograniczyć wydatki i zyskać nieco większą niezależność od platform, z których korzystają.

Dostęp do aplikacji nieobecnych w App Store

Restrykcyjny regulamin App Store w teorii istnieje wyłącznie po to, by chronić użytkowników przed szkodliwymi, niebezpiecznymi aplikacjami. W praktyce jednak całkiem często zdarza się, że Apple wyrzuca ze swojego sklepu aplikacje z zupełnie innych, mniej szlachetnych powodów. Czasem jest to zwykła pomyłka lub nadgorliwość któregoś z pracowników, jak miało to miejsce w przypadku popularnej aplikacji Amphetamine, którą Apple chciało wyrzucić ze sklepu za nazwę promującą spożywanie narkotyków, albo kilkunastu gier osadzonych w realiach wojny secesyjnej, które zostały wyrzucone za to, że pojawiała się w nich flaga Konfederacji. W tego typu sytuacjach zwykle aplikacja wraca po jakimś czasie do sklepu (zwłaszcza jeśli temat zostanie nagłośniony przez media). Gorzej jednak, gdy Apple, kierując się własnymi interesami, celowo usuwa aplikacje, nie tylko nie stanowiące żadnego zagrożenia dla użytkowników, ale wręcz mogące być dla nich bardzo przydatne.

Jednym z przykładów takich działań są aplikacje serwisów streamingowych z grami, takich jak Xbox Cloud Gaming czy Stadia. Do niedawna regulamin App Store całkowicie zakazywał publikowania ich w App Store, jednak gdy takie podejście spotkało się z powszechną krytyką, Apple łaskawie zdecydowało się zmienić przepisy w taki sposób, by aplikacje te były w teorii dozwolone, jednak w praktyce publikowanie ich wiązało się z ogromnymi utrudnieniami i ograniczeniami dla deweloperów. W efekcie większość firm oferujących usługi tego typu zdecydowało się po prostu odpuścić sobie tworzenie aplikacji dla iOS. Mimo iż Apple starało się przekonywać wszystkich, że blokowanie serwisów z grami miało uchronić użytkowników przed szkodliwymi treściami mogącymi się tam pojawiać (bo każdy wie, że Microsoft tylko czeka na okazję, by podstępem zdemoralizować posiadaczy iPhone'ów), od samego początku widać było wyraźnie, iż firma robi to wyłącznie po to, by chronić swoje zyski ze sprzedaży gier w App Store i subskrypcji Apple Arcade, które mogłyby znacznie ucierpieć, gdyby w ofercie sklepu pojawiła się aplikacja oferująca dostęp do konsolowych hitów za stosunkowo niewielki abonament.

Innym, jeszcze bardziej kontrowersyjnym przykładem takich działań, są aplikacje usuwane przez Apple z App Store w Rosji i Chinach. W tym pierwszym przypadku głośno było o usunięciu aplikacji stworzonej przez opozycjonistów powiązanych z Aleksiejem Nawalnym, mającej ułatwić jego zwolennikom głosowanie w wyborach parlamentarnych. W tym drugim Apple zgodziło się zablokować chińskim użytkownikom dostęp do wielu aplikacji VPN i czytników RSS, dzięki którym mogli omijać panującą w tym kraju cenzurę internetu. Udawanie, że w tym przypadku również chodziło o dobro użytkowników, byłoby czymś groteskowym, więc Apple tym razem uzasadniało swoje działania dostosowywaniem się do lokalnych praw. Oczywistym było jednak, iż usuwając te aplikacje, firma dbała głównie o swoje interesy, dostosowując się do wymogów władz Rosji i Chin, by nie utracić swojej rynkowej pozycji w tych krajach.

Opisane powyżej sytuacje nie stanowiłyby tak dużego problemu, gdyby twórcy wspomnianych aplikacji mogli udostępnić je użytkownikom systemu iOS za pośrednictwem jednego z alternatywnych sklepów. Obie strony mogłyby w ten sposób w pewnym stopniu uniezależnić się od nie zawsze dla nich korzystnych decyzji Apple.

Artykuł pierwotnie ukazał się w MyApple Magazynie nr 2/2022

Pobierz MyApple Magazyn nr 2/2022