Gdy Apple po raz pierwszy oficjalnie zapowiedziało Apple Arcade - usługę dającą dostęp do bogatego katalogu gier w zamian za stosunkowo niewygórowany (zwłaszcza jak na standardy tej firmy) abonament – podchodziłem do tego pomysłu dość sceptycznie. Mimo iż sama idea przypadła mi do gustu, to jednak planowany sposób jej realizacji wydawał mi się zupełnie nietrafiony. Pierwszy rok jej funkcjonowania utwierdził mnie w przekonaniu, że miałem rację. Drugi, dobiegający właśnie końca, początkowo również nie napawał optymizmem, jednak pewna decyzja podjęta przez Apple znacznie poprawiła perspektywy na przyszłość Apple Arcade.

Przed startem wspomnianej usługi przewidywałem różne możliwe scenariusze jej rozwoju. Jeden z nich zakładał, że wysokie wymagania stawiane przez Apple deweloperom w połączeniu z narzucanymi im ograniczeniami i niewystarczająco atrakcyjnymi warunkami współpracy sprawią, że liczba chętnych do tworzenia gier na tę platformę będzie stopniowo spadać. Na początku drugiego roku działania Apple Arcade widać było coraz wyraźniej, że scenariusz ten zaczyna się sprawdzać. Podczas gdy niedługo po starcie co miesiąc w katalogu Apple Arcade pojawiało się kilkanaście nowych produkcji, z czasem tempo rozwoju spadło wyraźnie, czasami dobijając nawet do dwóch tytułów miesięcznie. Jakby tego było mało, nowe gry okazywały się często tak mało interesujące i słabo rozreklamowane, że wielu użytkowników nawet nie zauważało ich pojawienia się w katalogu. W niektórych serwisach internetowych poświęconych Apple pojawiły się nawet informacje o kilkumiesięcznych przestojach w dodawaniu nowych gier, i choć były one błędne, to jednak pokazywały dobitnie, w jakim miejscu znalazła się ta usługa.

Przyczyn takiego stanu rzeczy należy doszukiwać się w kilku dziwnych decyzjach podjętych jeszcze na długo przed startem Apple Arcade. Według pierwotnych założeń jedną z najbardziej charakterystycznych cech tej usługi miał być katalog składający się wyłącznie z nowych gier, często tworzonych specjalnie z myślą o niej i niedostępnych nigdzie indziej. Pomysł ten na papierze zapewne prezentował się całkiem nieźle, bo w końcu w świecie kreowanym przez marketingowców Apple wszystko co nowe jest zawsze lepsze od starego. Zrealizowanie go okazało się jednak dość problematyczne. Ciekawi mnie, czy ktokolwiek w Apple zadał sobie wcześniej pytanie, dlaczego Microsoft, mając ogromne doświadczenie z grami, własne studia developerskie produkujące tytuły klasy AAA, dobre stosunki z największymi firmami z tej branży i jedną z najpopularniejszych konsol na świecie, tworząc usługę Game Pass nie zdecydował się opierać jej na samych nowych „exclusive'ach”? Odpowiedź jest prosta – zapewnienie graczom stałego dopływu wartych uwagi nowości jest zbyt trudne i zbyt kosztowne nawet dla gigantów rynku gier komputerowych. Znacznie łatwiej i opłacalniej jest uzupełniać ofertę starszymi, ale za to znanymi i lubianymi produkcjami, które często przyciągają graczy równie mocno jak najświeższe nowości.

Apple tymczasem liczyło na to, że jakoś uda im się zaspokoić apetyt współczesnych graczy, dysponując tylko małym oddziałem niezależnych deweloperów, którym przy okazji narzucano dość spore ograniczenia, zarówno w kwestiach technicznych (każda gra musiała być przystosowana do działania na iOS, iPadOS, macOS i tvOS), biznesowych (deweloperzy publikujący w Apple Arcade nie mogli równocześnie sprzedawać swojej gry w App Store i Google Play), jak i tematycznych (Apple dopuszczało do swojej usługi tylko gry mogące stanowić rozrywkę dla całej rodziny). Takie coś może i mogłoby się udać przy kolosalnych nakładach wpompowanych w rozwój i marketing, jednak projekt ten nigdy nie był dla Apple aż tak ważny. Efektem był więc wspomniany już wcześniej drastyczny spadek tempa dodawania nowych produkcji. Od samego początku istnienia Apple Arcade zastanawiałem się, co zrobi Apple, jeśli kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji. Czy będzie dalej usilnie trzymać się swojego ambitnego, lecz ewidentnie niedziałającego planu, czekając aż usługa umrze śmiercią naturalną, czy też zmieni taktykę, niejako przyznając się tym samym do błędu. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, iż w drugim roku funkcjonowania Apple Arcade zdecydowano się wreszcie na tę drugą opcję.

W kwietniu 2021 roku Apple oficjalnie i całkiem szumnie (choć w sposób unikający przyznania się do porażki) zerwało z ideą katalogu opartego wyłącznie na nowościach i zaczęło publikować w Apple Arcade starsze tytuły, znane już wcześniej z App Store. W pierwszej partii takich gier znalazły się m.in. tak znane hity jak „Monument Valley”, „Fruit Ninja”, „Reigns”, „The Room 2”, „Threes!”, „Cut The Rope” czy „NBA 2K21”. Z czasem dołączyły do nich również inne popularne produkcje, jak „Angry Birds”, „Alto's Odyssey” czy „Doodle God”. Wzorem konkurencyjnego Google Play Pass, tytuły, które wcześniej zawierały mikropłatności, zostały ich całkowicie pozbawione. Niektóre produkcje otrzymały też usprawnienia i dodatkową zawartość. W chwili, gdy piszę te słowa, od pojawienia się pierwszych takich gier minęło już kilka miesięcy i wszystko wskazuje na to, że z biegiem czasu zobaczymy ich w Apple Arcade coraz więcej.

Jak nietrudno się domyślić, dopuszczenie starszych produkcji do Apple Arcade ma wiele zalet. Przede wszystkim pozwoli to urozmaicić ofertę tej usługi i ułatwi zachowanie wysokiego tempa rozwoju katalogu. Starsze, ale za to dobrze znane i rozpoznawalne tytuły, mogą też, jak już wcześniej wspominałem, okazać się znacznie lepszym wabikiem na graczy niż większość nowych gier tworzonych specjalnie z myślą o Apple Arcade. Tyczy się to szczególnie produkcji typu premium, które w App Store mogły odstraszać wielu klientów ceną. Świetnym przykładem jest gra „Monster Hunter Stories”, będąca spin-offem popularnej konsolowej serii typu action RPG. Jej cena w App Store wynosi 94,99 zł, co jak na standardy tego sklepu jest bardzo wysoką kwotą, skutecznie zniechęcającą wszystkich oprócz zagorzałych fanów. Pojawienie się tej gry w katalogu Apple Arcade czyni ją znacznie bardziej przystępną dla wszystkich zainteresowanych. Szczerze liczę na to, iż właśnie tego typu produkcji będzie przybywać w przyszłości najwięcej. Sklep App Store pełen jest naprawdę dobrych starszych gier typu premium, które nigdy nie zyskały większej popularności ze względu na panujące powszechnie przekonanie, że gry na urządzenia mobilne powinny być bardzo tanie, a najlepiej darmowe. Apple Arcade może okazać się świetną platformą do dania im drugiego życia i zapoznania z nimi szerszej publiczności.

Dopuszczenie starszych produkcji do Apple Arcade może też pozytywnie wpłynąć na stosunek deweloperów do tej usługi. Gdy Apple akceptowało tylko zupełnie nowe, niepublikowane nigdy wcześniej gry, stawiało to twórców w trochę niewygodnej sytuacji, w której musieli jeszcze przed premierą zadecydować, czy chcą opublikować ją w Apple Arcade, co wiązało się z dostosowaniem jej do wszystkich wymogów stawianych przez Apple, w tym m.in. „mobilnej ekskluzywności”, oznaczającej w praktyce zakaz udostępniania jej w App Store, Google Play i innych podobnych sklepach. Deweloperzy niebędący do końca przekonani do nowej usługi Apple zazwyczaj po prostu odpuszczali sobie współpracę, a Apple Arcade traciło tym samym kolejne potencjalne hity. Nowe zasady pozostawiają jednak otwartą furtkę dla niezdecydowanych, umożliwiając im dodanie gry do katalogu Apple Arcade już po jej premierze. Oczywiście może to wymagać wprowadzenia w niej pewnych zmian, jednak dla wielu deweloperów będzie to zapewne mniejszym problemem niż konieczność rezygnowania z innych form dystrybucji.

Naprawdę szkoda, że Apple dopiero teraz zdecydowało się na wprowadzenie takich zmian. Gdyby zrobiono to wcześniej, lub może nawet już przy samym starcie Apple Arcade, usługa ta z pewnością wyglądałaby dziś zupełnie inaczej i zapewne cieszyłaby się znacznie większą popularnością, zarówno wśród użytkowników, jak i deweloperów. Na chwilę obecną Apple Arcade nadal jest dla większości klientów „wypełniaczem” oferty Apple One – czymś, co traktują jako gratis do Apple Music, ale za co nie zapłaciliby oddzielnie. Apple ma jednak wciąż szansę, by to zmienić, a wprowadzone niedawno zmiany mogą w tym bardzo pomóc. Po cichu liczę też na to, iż Apple w niedalekiej przyszłości zdecyduje się zastosować podobny manewr w Apple TV+. Jest to bowiem kolejna usługa, której katalog naprawdę aż prosi się o solidne wsparcie w postaci starszych, ale za to głośnych i rozpoznawalnych tytułów.

Artykuł pierwotnie ukazał się w MyApple Magazynie nr 4/2021

Pobierz MyApple Magazyn nr 4/2021