19 września minął dokładnie rok od oficjalnego startu Apple Arcade. To dobry moment by ponownie przyjrzeć się bliżej tej usłudze i sprawdzić, czy Apple udało się wykorzystać drzemiący w niej potencjał.

Gdy Apple po raz pierwszy zaprezentowało Apple Arcade miałem bardzo mieszane odczucia odnośnie tego projektu. Sama idea wydawała się dobra i całkiem obiecująca. Nieograniczony dostęp do obszernego katalogu gier premium na kilku różnych platformach w zamian za jeden stosunkowo niewielki abonament był (i nadal jest) szalenie atrakcyjną ofertą, nawet dla osób grających tylko okazjonalnie. Problemem stanowił jednak zaplanowany przez Apple sposób jej realizacji, który w najlepszym wypadku podcinał skrzydła tej obiecującej usłudze, zaś w najgorszym mógł mieć nawet negatywny wpływ na całą branżę gier mobilnych. Bardzo restrykcyjne podejście do zawartości i treści przedstawianych w grach, trudne warunki współpracy i ograniczenia narzucane deweloperom oraz całkowite ignorowanie rynkowych trendów to tylko niektóre z przewinień Apple, które mogły podkopać sukces Apple Arcade. Ostatecznie jak to często bywa rzeczywistość okazała się znacznie mniej ekscytująca niż przewidywania. Apple Arcade jak na razie ani nie zawojowało rynku, ani też nie okazało się jakąś spektakularną porażką. Po pierwszych dwunastu miesiącach działania tej usługi widać już jednak wyraźnie, co wyszło Apple dobrze, a co przydałoby się jeszcze poprawić.

Oferta rośnie, ale się nie polepsza

Apple Arcade od samego początku kusiło użytkowników przede wszystkim rozmiarem swojego katalogu gier. Ponad siedemdziesiąt produkcji na starcie robiło naprawdę spore wrażenie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż były to praktycznie same nowości. Dobre wrażenie psuło jednak to, że wśród całego tego bogactwa tytułów trudno było znaleźć produkcje, które w jakiś szczególny sposób przykuwałyby uwagę szerszego grona odbiorców. W większości były to bowiem małe i stosunkowo proste gry niezależne - takie, które w ofertach innych podobnych usług pełniłyby rolę przystawek, a nie jednego z dań głównych. Katalog był więc i owszem obszerny, ale niespecjalnie interesujący. Niestety, przez cały pierwszy rok funkcjonowania Apple Arcade sytuacja ta nie uległa zmianie.

Katalog usługi rozwija się wprawdzie w przyzwoitym (choć ostatnio nieco wolniejszym) tempie, dzięki czemu opłacający abonament klienci jak na razie nie muszą martwić się o to, że w najbliższym czasie skończą im się nowe gry do wypróbowania, jednak dodawane do niego nowości nie odbiegają zbyt mocno od gier dostępnych tam na starcie. W ciągu dwunastu miesięcy Apple nie udało się zdobyć dla swojej usługi chociaż jednego dużego hitu, który byłby w stanie wypromować Apple Arcade, przekonać niezdecydowanych i zachęcić do powrotu tych, którzy odbili się od katalogu startowego. To nie napawa optymizmem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż podobne usługi konkurencyjnych firm radzą sobie w tej kwestii dużo lepiej, oferując graczom co miesiąc nowe głośne hity od czołowych producentów.

Jakby tego było mało, niektóre z najlepiej zapowiadających się gier pokazanych podczas pierwszej oficjalnej prezentacji Apple Arcade zadebiutowały w katalogu dopiero kilka miesięcy po oficjalnym starcie usługi lub wciąż nie doczekały się premiery. Trudno ocenić, czy jest to wina Apple, deweloperów czy też może zawiniły jakieś inne czynniki (np. szalejąca wokół pandemia), jednak sytuacja ta pozostawiła u wielu użytkowników pewien niesmak. Osobiście najbardziej zawiódł mnie Fantasian - nowy projekt twórcy serii Final Fantasy, który miał być jednym z tytułów stworzonych specjalnie na potrzeby Apple Arcade i dostępnych tylko tam. Od szumnej zapowiedzi tej gry, wyraźnie sugerującej, że będzie ona jednym z tytułów startowych, minęło już ponad półtora roku. Wciąż nie wiadomo kiedy (jeśli w ogóle) pojawi się ona w Apple Arcade.

Apple zmienia strategię…

Apple zdążyło się już na szczęście zorientować, że gry z katalogu Apple Arcade nie są jakimś specjalnym magnesem na graczy. Postanowiono więc zmienić nieco strategię rozwoju tej usługi, rezygnując z niektórych projektów i wyznaczając deweloperom nowe wytyczne. Nowy plan, choć zapewne sensowny z czysto biznesowego punktu widzenia, może niestety mieć bardzo negatywny wpływ na sposób, w jaki gracze będą postrzegać Apple Arcade.

Z punktu widzenia Apple głównym problemem katalogu Apple Arcade jest to, iż większość udostępnionych w nim jak dotąd gier przykuwa uwagę graczy na stosunkowo krótki czas. Nie chodzi nawet o to, że gracze się nimi szybko nudzą. Po prostu wiele z nich to małe, krótkie produkcje, które da się ukończyć w kilka godzin i później nie ma sensu już do nich wracać. Ktoś mógłby pewnie zasugerować, że rozwiązaniem tego problemu byłoby wprowadzenie do katalogu bardziej ambitnych, rozbudowanych i przede wszystkim dłuższych gier. Takie rozwiązanie wymagałoby jednak pewnie zbyt dużych nakładów pracy, czasu i pieniędzy, więc Apple wpadło na prostszy pomysł. Deweloperzy będą nadal zapełniać katalog App Store małymi prostymi grami, jednak teraz mają projektować je tak, by nie miały określonego końca i zachęcały do grania w nieskończoność. Jako wzór idealnej gry dla Apple Arcade podano proste gry logiczne typu Match-3 - polegające na przesuwaniu po planszy kryształów w taki sposób, by ułożyć obok siebie kilka tego samego koloru. Mówiąc krótko - nową receptą Apple na sukces Apple Arcade jest powielanie najgorszych stereotypów dotyczących gier na smartfony.

Na kilka miesięcy przed premierą Apple Arcade bawiłem się w czarnowidza, próbując przewidzieć najgorsze możliwe scenariusze rozwoju tej usługi. Jeden z nich zakładał, iż gdy katalog gier urośnie już do znacznych rozmiarów, deweloperzy chcący walczyć o czas i uwagę graczy (bo plotka głosi, że od tego po części uzależniona jest wysokość ich zarobków) zaczną podbierać stare i sprawdzone pomysły z gier typu freemium, by uczynić swoje produkcje bardziej uzależniającymi. W życiu nie spodziewałbym się jednak, że taki pomysł wyjdzie od samego Apple i to w mniej niż rok po starcie usługi.

Oczywiście ostatecznie dużo zależy od tego, jak na nowe wytyczne Apple zareagują sami deweloperzy. Nie można przecież wykluczyć, że uda im się stanąć na wysokości zadania, i stworzyć gry z jednej strony spełniające wymogi Apple, z drugiej zaś zachowujące mimo wszystko pewien poziom i jakość wykonania. Należy też pamiętać, że nowe wytyczne nie oznaczają jeszcze, że w Apple Arcade będą już pojawiać się tylko gry nastawione na pożeranie czasu, a jedynie że to one będą miały od tej pory priorytet. Może się więc okazać, że mimo wszystko zobaczymy tam jeszcze w przyszłości jakieś ambitniejsze produkcje. Niemniej jednak zmiany wprowadzone przez Apple nie napawają zbytnim optymizmem.

… i broni się przed konkurencją

Pomimo wszystkich przedstawionych powyżej problemów Apple Arcade nadal pozostaje całkiem ciekawą i atrakcyjną usługą, z której warto skorzystać jeśli lubimy sobie od czasu do czasu pograć w coś na naszym iUrządzeniu. Sytuacja ta nie byłaby jednak tak dobra, gdyby na urządzeniach z iOS pojawili się konkurenci w postaci xCloud i Stadia. Obie te usługi wprawdzie z technicznego punktu widzenia opierają się na innych zasadach działania niż Apple Arcade (użytkownik nie pobiera w nich gier, tylko strumieniuje je z chmury), lecz dla większości użytkowników nie ma to znaczenia, gdyż w gruncie rzeczy sprowadzają się do tego samego - oferują obszerne katalogi gier za jeden stosunkowo niewielki abonament. Różnica polega jednak na tym, że zarówno xCloud jak i Stadia posiadają w swoich katalogach głośne konsolowe hity, których próżno szukać w Apple Arcade.

Jasnym jest, że wielu użytkowników mając wybór między usługą dającą im na iPhone'ach dostęp do popularnych gier klasy AAA, a usługą oferującą niemal wyłącznie małe niezależne produkcje, znacznie chętniej wybrałoby tą pierwszą opcję. Obecnie nie mają jednak takiego wyboru, gdyż Apple by zabezpieczyć swój serwis robi co może, by zablokować konkurencji dostęp do iOS. Do niedawna regulamin App Store wprost zakazywał publikowania aplikacji dających dostęp do usług pozwalających na strumieniowanie gier z chmury. Ponieważ jednak zaczęło to szkodzić wizerunkowi Apple został on zmieniony. Nowa wersja regulaminu teoretycznie dopuszcza serwisy tego typu, jednak nakłada na nie szereg dziwnych wymogów i ograniczeń mających utrudnić im normalne funkcjonowanie i zniechęcić ich twórców. W ten sposób Apple zabezpiecza się przed krytyką i przygotowuje grunt pod przyszłe przesłuchania przez komisje antymonopolowe („no przecież zmieniliśmy regulamin na przyjaźniejszy dla konkurencji!"), jednocześnie nadal zapewniając swojej usłudze względne bezpieczeństwo.

Jak na razie strategia ta wydaje się być całkiem skuteczna, gdyż firmy Microsoft i Google póki co odpuściły sobie iOS by skoncentrować się na Androidzie. Trudno jednak ocenić, jak długo ten stan się utrzyma. Już teraz na horyzoncie pojawiła się nowa usługa strumieniowania gier od Amazon, nosząca nazwę Luna, która ma być dostępna na urządzeniach z iOS poprzez przeglądarkę Safari, omijając w ten sposób wszelkie restrykcje i utrudnienia związane z publikowaniem aplikacji tego typu w App Store. Niewykluczone, że tą samą drogą pójdą w niedalekiej przyszłości xCloud i Stadia, a wtedy Apple Arcade będzie miało spory problem. Jeśli usługa Apple nie będzie w stanie zaoferować użytkownikom więcej niż robi to teraz, wielu z nich z pewnością przejdzie do konkurencji kiedy tylko pojawi się taka możliwość.

Nadchodzi Apple One

Jak zapewne zdążyliście już zauważyć na drodze do sukcesu Apple Arcade stoi kilka dość poważnych przeszkód. Apple ma jednak w zanadrzu sekretną broń, która może pomóc w ich pokonaniu. Mowa tu oczywiście o Apple One - zaprezentowanym niedawno pakiecie usług, dającym dostęp m.in. do Apple Arcade, Apple Music i Apple TV+ za jeden śmiesznie niski abonament. Patrząc na Apple Arcade jako na jeden z elementów większego rozrywkowego zestawu łatwiej przymknąć oko na wszelkie niedoskonałości tej i innych usług i po prostu cieszyć się nieograniczonym dostępem do gier, muzyki, filmów i seriali za półdarmo. Jestem niemal pewien, że liczba użytkowników Apple Arcade wzrośnie w najbliższych miesiącach dość znacznie, a wielu z nich to będą osoby, które wcześniej nawet nie pomyślałyby o wykupieniu abonamentu.

Apple One zapewne zupełnie zmieni sposób, w jaki większość użytkowników postrzega Apple Arcade. Usługa ta stanie się teraz dla wielu osób po prostu sympatycznym dodatkiem do Apple Music i w takiej roli sprawdzi się ona świetnie. Oczywiście fajnie by było, gdyby Apple jednak mimo wszystko udało się rozwinąć ją na tyle, by mogła bronić się również jako samodzielna oferta, jednak jak na razie nic nie wskazuje na to, by miało to się wydarzyć w najbliższej przyszłości.

Podsumowanie

Tim Cook powiedział niedawno w wywiadzie dla magazynu The Atlantic, że strategia Apple opiera się na oferowaniu użytkownikom możliwie jak najlepszych produktów. Apple Arcade wydaje się być odstępstwem od tej reguły. Widać bowiem wyraźnie, iż Apple nie ma zbyt dużych ambicji związanych z rozwojem tej usługi i nie traktuje jej tak poważnie, jak swoich innych projektów. Podczas gdy seriale i filmy powstające na potrzeby Apple TV+ mogą się pochwalić gwiazdorską obsadą i gigantycznymi budżetami, Apple Arcade dalej opiera się na małych grach od małych deweloperów, i chyba tak już zostanie przez dłuższy czas. Gdy na platformie iOS pojawi się konkurencja w postaci takich usług jak xCloud, Stadia czy Luna, a stanie się to prędzej czy później, gamingowa usługa od Apple natychmiast zejdzie na dalszy plan i dla większości użytkowników będzie miała rację bytu już tylko jako swego rodzaju „wypełniacz" pakietu Apple One.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 9/2020

Pobierz MyApple Magazyn nr 9/2020